Udało mi się wczoraj pojechać na łódzkie targi minerałów, skał, skamieniałości i wyrobów jubilerskich. Z jednej strony cieszyłam się i planowałam ten wypad od dawna, a z drugiej obawiałam się, że skończy się on moim płaczem i zawodzeniem, że nie mogę połowy eksponatów zabrać ze sobą do domu.
Po kilku pierwszych minutach oglądania, kiedy już pokonałam syndrom zaślepienia tak dużą ilością świecidełek w jednym miejscu mój zachwyt szybko wygasł. Poza kilkoma stoiskami z biżuteria autorską, nie znalazłam nic, do czego chciałabym wrócić i przyjrzeć się dokładniej. Zainteresowałam się biżuterią wykonaną z tytanu - metal miał piękny kolor i ciekawą fakturę, ale prezentowane egzemplarze biżuterii nie przypadły mi specjalnie do gustu. Widziałam również ślicznie wykonane frywolitki, na jednym stoisku dopatrzyłam się sutaszu - kilku par kolczyków i wisior. Pozłacane i posrebrzane listki wyglądały ciekawie - krucho i delikatnie. Najbardziej rzucały się jednak w oczy naszyjniki - sporo stoisk oferowało przede wszystkim naszyjniki z jednogatunkowych kamieni - metry fluorytu, pereł, ametystu, itd, które szybko zlewały się w jedną całość.
Ze względu na czas, w jakim przebywałam w hali targowej (niedziela, późnym popołudniem) miałam okazję posłuchać podsumowań, którymi dzielili się między sobą wystawcy. I muszę, przyznać, że mówili dość głośno, nie krępując się, tym kto może słuchać - więc nie czuję się winna podsłuchiwania. Narzekania na klientów, że oglądają, ale nie kupują, że wystawcy zebrali dużo więcej wizytówek niż sprzedali towaru były najbardziej powszechne. Zapamiętałam trójkę Panów Prawdziwych Geologów, którzy stali w kąciku i narzekali na dzisiejszą młodzież, która czerpię wiedzę z internetu, nie potrafi odróżnić pirytu od piasku i hańbi imię Prawdziwej Geologii. Zapamiętałam wystawcę tłumaczącemu swojemu koledze, że biżuteria to nie kiełbasa i nie psuje się w szafach więc nie ma co się dziwić, że klienci nie kupują jej na kilogramy.
Ogólnie atmosfera zakończenia targów była w moim odczuciu niezbyt radosna. Pewnie bardziej ze względu na to, co słyszałam a nie co widziałam imprezę opuściłam kupując jedynie bilet wstępu. Nie wybieram się na następna, a w poszukiwaniu tytanowego wisiorka skorzystam z dobrodziejstw internetu i poszukam autorów, z którymi można skontaktować się osobiście i zamówić biżuterię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz