piątek, 31 października 2014

120

Do niektórych rzeczy zabieiaram sie latami, niby mam wszytko - wzór, materiały, ale zawsze czas nie ten. Pogoda za oknem nie pasuje, za ciemno, za zimno, za gorąco, nie ta kartka w kalendarzu. 
Halloweenową  chustę powinnam mieć już co najmniej od dwóch lat, ale jakoś się nie układało. W tym roku też nie wiele brakowało, żebym nie zdążyła, ale postarałam się i jest.

Gdyby ktos był zainteresowany, to polskie tłumaczenie wzoru znajduje się tutaj i dzięki licznym zdjęciom jest bardzo czytelne.

niedziela, 26 października 2014

119

Bardzo podoba mi się włóczka na skarpetki - niesamowicie kolorowa i trwała. Do tego nie potrzebuje skomplikowanych wzorów - przeciwnie najprostsze ściegi wyglądają najlepiej. Kiedy chcę coś zrobić na szybko i jednocześnie do noszenia na co dzień wyciągam z zapasów właśnie taka włóczkę. 
Tym razem wybrałam  dwa motki Trekking Color i kilka dni później miała dodatek do płaszcza dla rozjaśnienia smutnej jesieni.

 Musicie mi wybaczyć jakość zdjęć - mój aparat zobaczyło odrobinę czerwieni i odmówił współpracy. Zresztą jestem pewna, że i tak nie udało by mi się oddać prawdziwych kolorów chusty -  zamawiając ją w e-dziewiarce byłam absolutnie przekonana, że dominujące kolory to czerwień i zieleń. Po otworzeniu paczki zaskoczył mnie wszechobecny fiolet.
Tak mi się spodobało dłubanie, że posunęłam się o jeden rząd za daleko. Źle oceniłam pozostałą mi włóczkę i na część frędzli zabrakło. Mam nadzieję, że dosztukowana z resztek po innym projekcie przędza nie rzuca się za bardzo w oczy.


niedziela, 5 października 2014

118

Kiedy jestem przeziębiona szukam czegoś ciepłego do owinięcia szyi, żeby było kolorowe na poprawę humoru i przyjemnie grzało chore gardło. To wtedy najczęściej powstają szale i chusty, właśnie na poprawę nastroju i z optymistycznym założeniem, że jak skończę nie będą mi już potrzebne, ale może uchronią przed kolejnym przeziębieniem.
Po letnio-wiosennych zakupach zostało mi dużo bawełnianych i bambusowych nitek, ale niewiele cieplejszych. Z dna kosza wygrzebałam włóczkę z dodatkiem moheru, którą kupiłam ze względu na kolorystykę i odłożyłam, bo nitka mnie podgryzała.
Wyszedł mi średniej długości szalik, który zgodnie z podejrzeniami lekko drażni skórę. Jest za to tak fantastycznie kolorowy, że i tak zamierzam go nosić.
Przeziębienie jeszcze nie przeszło, więc zapowiada się więcej chust. Zamówienie już się kompletuje - trzeba uzupełnić zapasy przed zimą.

niedziela, 28 września 2014

117

Znowu zapomniałam się odezwać  Obiecuję sobie, że co weekend coś napiszę, ale jeśli przepuszczę chociaż jeden potem minie co najmniej miesiąc aż się zbiorę. Nie mam nawet wymówki, że nic nie skończyłam - ostatnia nitka już dawno odcięta, całość obfotografowana i schowana do szafy. 
Schowana, bo przymierzyłam ją raz i chyba więcej się w niej nie pokarzę. Może przez zielony kolor, może przez wykończenie na dole, a najpewniej przez wszystko na raz. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam Dzwoneczka z Nibylandii, któremu się utyło. Bardzo.
I tak jedno skojarzenie zrujnowało całą zabawę.Nadal uważam, że wyszła mi ładna tunika, ale nie dla mnie. Zdecydowanie.


niedziela, 24 sierpnia 2014

116

Tak mi się spodobała biała bluzeczka bambusowa, że zrobiłam jeszcze jedną w ten sam sposób. Wymieniłam wzór kwadratowego motywu i wybrałam troszeczkę mniejsze szydełko, ale reszta jest zrobiona tak samo.
Turkus jest bardzo jaskrawy - nie wiem jeszcze, czy mi się to podoba. Na chwilę obecną nie mogę znaleźć niczego pod spód co by mi pasowało do tej bluzeczki.
Na wieszaku wyglądała bardzo dziwnie, więc jedno jedyne, niepowtarzalne na tym blogu zdjęcie w lustrze. 
Widać jak jestem niesamowicie mało fotogeniczna?
Nie? 
Trochę? 
Bardzo.
Zupełnie nie wiedziałam co zrobić z rękoma, nie mówiąc już o całej reszcie :).

niedziela, 17 sierpnia 2014

115

Zamierzałam dzisiaj pokazać kolejną bluzeczkę na szydełku, ale nastąpiła mała zmiana planów, bo chciałam napisać parę słów o czasie. Moim czasie. Pracuję tradycyjne - pięć dni w tygodniu po osiem godzin, do tego dojazd do pracy zajmuje mi półtorej godziny w jedną stronę. Na szczęście moja praca nie wymaga dodatkowego przygotowywania się w domu, więc nie zabieram jej ze sobą, a w autobusach i tramwajach mogę czytać. W domku mam swoje obowiązki (i nie będę się tu rozpisywać specjalnie na temat mojego życia osobistego, ale życie z osobą w późnym stadium choroby Alzheimera to nie bajka), do tego mam też inne zainteresowania poza robótkami ręcznymi. Dlatego też bardzo rzadko zgadzam się zrobić coś na zamówienie - i zwykle jest to coś drobnego. Zawsze w takim wypadku staram się uświadomić osobie zamawiającej, że zrealizowanie zamówienia może zająć bardzo dużo czasu, z prostego powodu - nie mam czasu. Paradoksalne prawda? 
Ten długi wstęp dedykowany jest A., która pewnie nigdy go nie przeczyta, ale może ja poczuję się lepiej. A. zobaczyła jak robię bransoletkę - blisko dwa miesiące temu - i stwierdziła, że robię ją dla niej. Pewnie, czemu nie - obiecałam jej przynieść skończoną biżuterię do obejrzenia wraz z moim standardowym zastrzeżeniem o czasie. To ostatnie jakoś nie dotarło - i ponawiane z coraz większym rozdrażnieniem pytanie o to kiedy skończę już dawno mnie przestało bawić. Wczoraj w końcu skończyłam tą diabelnie wyczekiwaną bransoletkę - zaniosę ją w poniedziałek i wreszcie będę miała spokój. A jest jeszcze jedna, którą miałam zrobić i nawet nie zaczęłam dla kolejnej osoby (tutaj nie bardzo docierają tłumaczenia, że upatrzony kolor koralików po prostu się wyprzedał). Nie lubię orzekać o czymś ostatecznie - ale postaram się już nikomu nie obiecywać zrobienia czegokolwiek - to zbyt wyczerpujące. 
A oto wypytywana bransoletka:
I komplet, który robiłam dla siebie od maja: długi naszyjnik i bransoletka z pięknych koralików preciosa. Mój aparat nie lubi czerwonego, więc nie widać za dobrze, ale mieszanka kolorystyczna jest energetycznie oszałamiająca - część się pięknie błyszczy, część równoważy blask matowym połyskiem w różnych odcieniach czerwieni, pomarańczu i różu. Do tego znalazłam wreszcie idealne miejsce na żabią zawieszkę.



Kolejna wpadła za szafę i tam leżała dobre kilka miesięcy, aż zwątpiłam, w swoją pamięć czy aby na pewno ją zrobiłam. Niedawno ją znalazłam i teraz mam i bransoletkę i takie same koraliki na następną.
A na koniec trochę fiołków. Kwitnie mi pierwszy z kupnych w maju maluszków - nazywa się Green Lace.

I dorosły fiołek kupiony wczoraj na pobliskim rynku - mimo, że obiecałam sobie już więcej nie sprowadzać roślinek na całkowicie zapchany parapet.





niedziela, 3 sierpnia 2014

114

Mam wydrukowane wzory, ustaloną kolejność wykorzystania poszczególnych motków, na długo nim nie skończę aktualnej robótki myślę intensywnie co będzie następne. Czasami jednak wpada mi do głowy nagła zachcianka, coś co muszę mieć natychmiast. Wystarczy jedno zdjęcie zobaczone w internecie, gazetka w kiosku, manekin w oknie wystawowym.
Tym ranem musiałam mieć w szafie białą ażurową bluzkę - i to już. I tak, zupełnie nieplanowana i niespodziewana powstała biała, bambusowa bluzeczka.
Dokładnie coś takiego chciała mieć.