Wcześniej pokazywałam cztery brązowe kłębki, z których miała być gruba zimowa chusta. Wymyśliłam sobie, że będzie w kolorach tiramisu przeplatanego gorzką czekoladą (tak, łasuch jestem) Zima jednak nie dopisała i zrobiłam wersję cieńszą, tylko z dwóch kłębków. Chwilowo nawet ta cieńsza jest dla mnie za ciepła do zimowej kurtki i cieszy się nią misiek, któremu uznałam, ze pasuje bardziej niz tradycyjna kokarda.
Z dwóch pozostałych motków zrobiłam kamizelkę. Bez zbytniego dobierania, po prostu sięgnęłam po pierwszy lepszy wzór znaleziony na osince. Skończywszy byłam z niej bardzo zadowolona, aż do prania. Całość bardzo się wyciągnęła, ale jak na złość tylko wzdłuż. Niby też nie jest źle, ale nie za bardzo mi odpowiada długość - za długie na kamizelkę, za krótkie na tunikę.
Po tym wpisie zapowiada się dłuższa przerwa. Zupełnie nie mam pomysłu czym się zająć dalej. Niby jest kosz pełen kłębków, pudła z koralikami, szydełko, czółenko i druty, a mi się zupełnie nie chce po nie sięgnąć. Mam jeszcze jedną rzecz, której nie pokarzę, bo nie mam gdzie jej zablokować, więc wygląda jak kupka nieszczęścia i małe perspektywy na kolejny wpis.
Zupełnie nie mam pojęcia co dalej robić. Chyba pójdę poczytać.
Ta chusta jest przecudna:)
OdpowiedzUsuń