niedziela, 5 października 2014

118

Kiedy jestem przeziębiona szukam czegoś ciepłego do owinięcia szyi, żeby było kolorowe na poprawę humoru i przyjemnie grzało chore gardło. To wtedy najczęściej powstają szale i chusty, właśnie na poprawę nastroju i z optymistycznym założeniem, że jak skończę nie będą mi już potrzebne, ale może uchronią przed kolejnym przeziębieniem.
Po letnio-wiosennych zakupach zostało mi dużo bawełnianych i bambusowych nitek, ale niewiele cieplejszych. Z dna kosza wygrzebałam włóczkę z dodatkiem moheru, którą kupiłam ze względu na kolorystykę i odłożyłam, bo nitka mnie podgryzała.
Wyszedł mi średniej długości szalik, który zgodnie z podejrzeniami lekko drażni skórę. Jest za to tak fantastycznie kolorowy, że i tak zamierzam go nosić.
Przeziębienie jeszcze nie przeszło, więc zapowiada się więcej chust. Zamówienie już się kompletuje - trzeba uzupełnić zapasy przed zimą.

3 komentarze: