Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chusta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chusta. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 19 marca 2012

Robótkowy wyrzut sumienia

Dostałam jeszcze w grudniu torbę różnego rodzaju włóczek od ciotki - w wśród nich dwa kłębki moherowej przędzy. Sama nigdy bym jej nie wybrała, bo kłaczy się niemiłosiernie, a  kolory przechodzą w następne w krótkich odcinkach więc robótka wychodzi w moim odczuciu niesamowicie pstrokata. Z drugiej strony był to ulubione kolory ciotki, która przy każdej następnej wizycie dopytywała się co ciekawego wymyśliłam z tych właśnie motków. A ja nie mogłam dopasować żadnego sensownego wzoru, wypróbowałam kilka (naście) i sprułam. W końcu postanowiłam zrobić własny wzór, który byłby maksymalne uproszczony, odpowiedni do dużego szydełka i łatwy do zamknięcia w momencie gdy niespodziewanie skończy się włóczka. Żeby lepiej widać próby sprawdzałam pomysły na resztkach z turkusowej peonii, a dopiero później przeniosłam się na moher. 

W sumie chusta wyszła mała, za to niesamowicie ciepła. I pstrokata. I drapiąca. Zupełnie nie dla mnie. Myślę, że ją wymoczę w płynie zmiękczającym i dam ciotce, gdy nas odwiedzi następnym razem i będzie pytać o swoje kłębki.

czwartek, 15 marca 2012

Sprout Chains Shawlette

Skończyłam w sobotę następną chustę, ale do tej pory nie wpadłam na pomysł jak ją sfotografować, żeby pokazać jej urodę.Sprout Chains Shawlette pochodzi z książki Crochet so fine, która już chyba zachwycałam się na blogu. W zasadzie nie był to projekt, który planowałam zrobić najpierw z tej książki, ale gdy znalazłam w pasmanterii pojedynczy motek Kalinki stwierdziłam, że będzie pasował. Wzór jest prościutki i nie trzeba co chwilę zaglądać do książki zastanawiając się co dalej.
 Samą włóczką szydełkowało mi się bardzo przyjemnie - i szło mi tak szybko, że "niechcący" przedłużyłam chustę o kilkanaście rzędów. 
 Bardzo żałuję, że gdy wczoraj pytałam się w pasmanterii o Kalinkę usłyszałam, że więcej raczej się nie pojawi. Kupiłam jeszcze dwa motki Kalinki na poncho według wzoru Mao (i modle się żeby starczyło, bo skąd wyciągnę więcej?) i na półce sklepowej zostały smętnie jeszcze po jednym motku z brązu, zieleni i fioletu. Kusi mnie żeby jeszcze po nie wrócić - chociażby na kolejną wersję Sprout Chains Shawlette.

sobota, 3 marca 2012

Doświadczenie z prasowaniem

Nie przepadam za prasowaniem wychodząc z założenia, że nie ma sensu się męczyć, jesli po założeniu ubrania i tak się pogniecie. Jedyny wyjatek robię dla dużych serwet i firanek, a skoro już się biorę za prasowanie to robię to hurtowo raz na kwartał. I taki dzień nadszedł dzisiaj (dies ire, dies illa). Po przeprasowaniu sterty rzeczy rozglądałam się po mieszkaniu, czy czegos nie pominęłam. Nie mogąc znaleźć kolejnej ofiary przyszło mi do głowy, żeby wyprasować jedną z wcześniej zrobionych chust. Spotkałam sie w kilku miejscach z informacją, że akrylowe chusty można zablokować prasując je delikatnie przez ściereczkę, ale wychodziłam z założenia, że jeśli na banderoli widnieje znak "nie prasować", to producent chyba dobrze wie, dlaczego. Z drugiej strony miałam akrylową chustę, z której nie byłam zadowolona, więc doszłam do wniosku, że mały eksperyment jej nie zaszkodzi, a jesli jest szansa na poprawinie jej wyglądu nie ma co się długo zastanawiać.
Zgromadzony sprzęt niezbędny do prasowania.
Rozpięcie chusty na wąskiej desce do prasowanie nie było łatwe, ale dzięki spinaczom do prania i kamieniowi z biurka (mam go od lat i pierwszy raz znalazł jakieś praktyczne wykorzystanie) jakoś się udało. Żelazko ustawiłam na zalecane w instrukcji ustawiena dla wełny (wspomnienie w instrukcji o prasowaniu wełny natchneło mnie nadzieją - jednak się prasuje). Poprzypinałam chustę spinaczami, zakryłam ściereczką, przesunęłam żelazkiem raz, drugi, odkryłam, odpiełam... i nic. Płyta żelazka nie była ani trochę ciepła, więc nic dziwnego, że nadawała się do prasowania "nieprasowalnego".
 Nie zraziło mnie to bardzo i ustawiłam żelazko na temperaturę, na której zwykle prasuję, przewidzianą dla bawełny. Poprzypinałam chustę spinaczami, zakryłam ściereczką, przesunęłam żelazkiem raz, drugi, odkryłam, odpięłam... i jest efekt. Niekoniecznie pozytywny. Przyznam szczerze, że pierwszą myślą było "no to spaprałam sprawę", ale skoro zaczęłam to chciałam zobaczyć efekt końcowy.
Lewa strona po prasowaniu, prawa jeszcze nie.
Prasowanie wyszło chuście na dobre (pamiętając, że od początku jej nie lubiłam). Zrobiła się większa, a wzór ananasów jest dużo bardziej widoczny. Nadal podwijają się lekko brzegi, ale dużo mniej niż przed prasowaniem - i pewnie tylko dlatego, że nie miałam cierpliwości do upinania ich dokładnie. Sama robótka zrobiła się dużo bardziej "płaska" (nie umiem tego lepiej określić), co dobrze wygląda przy samych ananasach, ale gorzej w wypadku rzędów muszelek. Całość po prasowaniu wydaje mi się bardziej wiotka, inaczej się układa na ramionach.
W sumie tej konktetnie chuście prasowanie na zaszkodziło, ale wyraźnie nie jest do dobra metoda dla każdego wzoru (turkusowej chusty absolutnie nie zamierzam prasować). Przy dużych, ażurowych wzorach może dawać niesamowity efekt, ale rzędy słupków nie wyglądają zbyt dobrze po potraktowaniu żelazkiem. Dobrze wiedzieć, że mogę "niesforny" akryl potraktować żelazkiem, ale nie będę za często tego robić

wtorek, 14 lutego 2012

Walentynkowa chusta

 Nie mam pojęcia jak się nazywa po polsku lover's knot (albo solomon's stitch, jak kto woli), ale na własny użytek przetłumaczyłam to jako węzeł kochanków. Szybki, efektowny splot zaowocował błyskawicznie zrobioną chustą.
 Nawet nie próbowałam jej rozkładać do zdjęć, bo jest olbrzymia. Poza tym splot i właściwości przędzy (nie mam pojęcia co to jest - wełna na pewno nie, akryl też nie, na bawełnę mi nie wygląda - po prostu kłębek bez banderoli) gwarantują, że nawet udrapowana na ramionach nie rozłoży się równo.
Zaczęłam ją w sobotę i nawet nie musiałam się specjalnie wysilać, żeby na dzisiaj zdążyć. Jedyny problem w moim mniemaniu polega na tym, że do splotu nie pasuje żadna bordiura. Nawet ta zaproponowana przez projektanta nie pasowała mi do całości (wzór). W końcu zdecydowałam się na pozostawienie jej bez bordiury.

piątek, 20 stycznia 2012

Midsummer night's shawl


W poprzednim poście była najmniejsza, a teraz będzie największa chusta, jaką zrobiłam. Zwróciła moją uwagę przede wszytkim wykończeniem - ale gdy już dotarłam do tego wymarzonego zakończenia okazało się, że nie podoba mi się tak bardzo, jak na fotografii. W końcu zostawiłam tylko pierwszych sześć rzędów końcowych (z dwunastu), i tak mi się podoba. Podejrzewam, że gdybym miała cieńszą, polecaną w opisie włóczkę efekt końcowy byłby inny.
A skoro już o opisie: wzór nazywa się Midsummer night's shawl i pochodzi z Interweave Crochet Summer 2010, a wygląda tak:
Widać dlaczego uparłam się na niebieski kolor? Po zobaczeniu tego zdjęcia nie mogłam sobie wyobrazić tej chusty w innym kolorze - wygląda jak pole niezapominajek. Koniecznie muszę pomyśleć o poszukaniu cieńszej przędzy na jeszcze jedną wersję - ale nadal niebieską.

piątek, 13 stycznia 2012

Różowy koktajl


Pierwsza chusta, który robiłam z myślą o sobie, a po zakończeniu z chęcią bym ją oddała. Podoba mi się - nie straciła nic z uroku, który ogarnął mnie po zobaczeniu fotografii szala ze wzoru, ale...
Przede wszystkim zniechęca mnie kwestia rozmiaru. Autorka poleca we wzorze szydełko 5.5 mm, ostrzegając jednocześnie, że po blokowaniu robótka nie "urośnie" znacząco, więc należy luźno splatać włóczkę. Zaczęłam więc robotę wskazanym szydełkiem i dotarłam do połowy drugiego rzędu ananasów - spojrzałam do wzoru i zorientowałam się, że powinnam być w połowie chusty, a to co mam w ręku nadaje się najwyżej na kołnierzyk. Sprułam, zmieniłam szydełko na większe, nadal pamiętając o luźnych splotach zaczęłam jeszcze raz, ale cały czas mi w głowie kołatała myśl, że i tak jest za mało.
W końcu musiałam odłożyć całość na kilka tygodni bo bardziej się złościłam niż odprężałam przy szydełku. Wróciłam do robótki przedwczoraj, bo chciałabym pokończyć wszystkie zaczęte projekty z zeszłego roku.
Skończyłam, przymierzyłam, i jestem rozdarta: z jednej strony podoba mi się owalny wykrój chusty - można ją zarzucić na ramiona i nie zsuwa się ani nie przekrzywia, byłam (i nadal jestem) zachwycona, że brzeg jest częścią wzoru (i nie ogranicza się do rzędu półsłupków na całej długości). Z drugiej strony nie mogę się pozbyć rozczarowania rozmiarem i frustracji po próbach rozwikłania niejasno rozpisanego wzoru.
Zastanawiam się nad znalezieniem chuście nowego właściciela, żeby potem zrobić sobie drugą - nie zaglądając już do wzoru, żeby się nie denerwować. A nim się zdecyduję różowe paskudztwo będzie przetrzymywane głęboko w szafie oczekując na wyrok.
A tak z zupełnie innej strony - wiedziałam, że curacao to napój alkoholowy, ale nie miałam pojęcia, że to również wyspa na morzu Karaibskim.

środa, 7 grudnia 2011

Chusta i czytanie

Zaczęłam Blue Curacao, bo wypatrzyłam w pasmanterii włóczkę o przygaszonym różowym kolorze idealną dla niego. Niestety zgodnie z moimi obawami wzór jest frustrujący - gubię się m.in  za ilością gwiazdek w oznaczeniach "od - do". Wzór graficzny jest bardziej przejrzysty, natomiast nieszczególne pomaga fakt, że podzielono go na trzy osobne kawałki, z czego dwa są "do góry nogami". Do tego informacja na początku, że aby otrzymać chustę w "resonable size" (a na zdjęciu pojedynczy motyw jest duży) należy luźno splatać włóczkę, jest bardzo nieprecyzyjna. Zaczełam robótke szydełkiem określonym we wzorze - po kilku rzędach stwierdziłam, że mimo lużnych oczek potrzebuję większego szydełka - poprułam, zmieniłam, nadal robię lużno, i nadal mój motyw jest nadal mniejszy... Teoretycznie teraz jestem w połowie ostatniego z trzech powtórzeń motywu, ale całość nadaje się bardziej na kołniezyk niz na chustę. Planuję wprowadzić czwarte, a może piąte powtórzenie, żeby zrekompensować na długości. To tyle żali - mimo trudności nie zamierzam zrezygnować - to pierwsza chsuta, która w miare powstawania podoba mi się boraz bardziej, a nie coraz mniej. Skończę ją napewno.
Z okazji zbliżających się świąt przeczytałam kilka krótkich nowelek świątecznych - nie nie pomaga mi to pokochać Bożego Narodzenia - nadal nie znoszę tych świąt - w każdym razie jedna z nich prawie przekonała mnie do polubienia świąt. Przede wszytkim dlatego, że moja obsesja na punkcie robótek wełnianych znalazła idealną książkę. Zima, lamy, przędzenie i farbowanie wełny oraz robótki ręczne jako forma zalotów... The Winter Courtship Rituals of Fur-Bearing Critters


środa, 30 listopada 2011

Turkusowa chusta

Skończona dwa dni temu, ale nim ją wyprałam, wysuszyłam i obfotografowałam trochę czasu minęło. Zrobiona z turkusowej Peonii lekko mnie podgryza, ale moczenie w płynie do płukania trochę pomogło. Mimo to,  będę unikała zakładania jej na gołą skórę - doprowadziłaby mnie szybko do napadu drapania.

Brak motywu nadrabia bardzo rzucającym się w oczy kolorem.Wzór jest bardzo monotonny - po raz pierwszy zdarzyło mi się oglądać anime przy szydełkowanu i nie gubić słupków. Przy wybieraniu wzoru zależało mi natomiast na chuście z "kręgosłupem" - nazywam tak ten pionowy pas oczek biegnący przez środek. Wzór znalazłam na raverly - to Seraphina's Shawl.

Teraz na szydełku powstaje super tajny szalik świateczny, a co do następnego projektu, którym pochawalę się na blogu... jury nadal obraduje.  Najchętniej spróbowałabym zrobić dwie chusty z Amazing Crochet Lace, ale jak patrzę na opis wykonania to zaczynam się zastanawiać czy naprawdę jest po angielsku. Do tej pory lepiej raczyłam sobie z instrukcjami rozpisanymi po angielsku niż po polsku (szybciej się zorientuję co to jest single crochet niż półsłupek),  ale opis w Amazing Crochet Lace podważył moją pewność siebie.





Na ten zielony widziałam nawet włóczkę w odpowiadającym mi kolorze miętowym (niestety był tylko jeden kłębek do kupienia a ja potrzebowałabym dwóch), ale ten niebieski... w mojej wersji taki nie będzie. Niestety nie wiem jaki inny kolor mógłby pasować. Znając siebie wpadnę do pasmanterii nie patrząc nawet na półki i sięgnę po dwa motki na chybił trafił i tak zostanie.

wtorek, 8 listopada 2011

Fioletowa Afrodyta


Chusta zrobiona z tego samego schematu co poprzednia, żeby zastąpić urodzinowy prezent, który wybrała sobie Mama. Włóczka jest cieńsza, więc całość wygląda bardziej zwiewnie - i chyba dlatego bardziej mi się podoba. Ciemny fiolet kupiłam pod wpływem kaprysu, i dopiero w domu zorientowałam się, że będzie świetne paskował do mojej lawendowej kurtki. Włóczki w jednym kłębku było za mało, ale z drugiego w sumie przerobiłam niewiele, więc pewnie pojawią się jeszcze jakieś fioletowe rękawiczki albo dodatki.


Zaczęłam wczoraj nową chustę i stwierdzam, że dużo bardziej podoba mi się rozgryzanie nowego wzoru, nawet jeśli wiąże się to z błędami i nieuchronnym pruciem niż powtarzanie znanego i już rozpracowanego schematu. W poradach dotyczących robótki znalazłam sugestię, żeby markerami zaznaczać miejsca rozszerzania wzoru. Po raz pierwszy spotkałam się z czymś takim jak marker więc poszukałam podpowiedzi w mojej ulubionej wyszukiwarce i stosownie oświecona zrobiłam kilka markerów na własny użytek ze szpilek i kuleczek jadeitu. Oglądając przykładu markerów stwierdziłam, że chcę takie, które będę mogła łatwo zsuwać z dzianiny więc powyginałam szpilki podobnie jak bigle. W sumie zrobiłam ich pięć - cztery z mlecznymi kamieniami i jeden bursztynowy na środek. Wynalazek całkiem dobrze się sprawdza, chociaż osobiście nie mam problemu ze znalezieniem odpowiednich miejsc w robótce nawet bez specjalnych oznaczeń.